Recent Posts

Happy endy są nudne

piątek, 22 czerwca 2012

Zawsze płacze i jęczę jak bohaterki jakiejś lesbodramy nie są razem. Jestem na tyle żałosna, aby płakać nad brakiem szczęśliwego zakończenia w niemieckich soap operach (wiem, żenua). Teraz mam czego chciałam i co? Ano nic. Czuję się dziwnie.

 

 
Lesbodrama prima sort mogłoby się zdawać - wszak to BBC. Jednak coś tu  nie gra. Coś nie pasuje. Może to dlatego, że nie lubię Scodelario. Może dlatego, że od sceny na korytarzu, (kiedy to bohaterki patrzą się na siebie rozmarzonym wzorkiem, a w tle śpiewa Eva Cassidy) wszystko staje się tak nierealne i cukierkowe, że aż bolą zęby? A może dlatego, że nie było porządnych momentów tylko same nudne przytulanie i trzymanie się za rączki? Wiem, jestem okropna, ale to moja najukochańsza fantazja, mój najukochańszy fetysz, a tutaj pokazane jest to tak niewinnie, słodko i uroczo.  Co za tym idzie odziera to moja fantazję z erotyki. Pozostaje sama fantazja. Ale fantazja na temat czego? Miłości? Nie ma bólu, więc co to za miłość. Sam dramat za mało dramatyczny, żeby w pełni docenić szczęście. Spacery po plaży o zachodzie słońca? Strasznie kiczowate I niestety nie jest kicz zamierzony, także żaden tam kamp, który uwielbiam tylko zwykłe romansiłdo.

Tyle literków na temat 1 odcinka miniserialu, a wszystko można było zawrzeć w zdaniu (a raczej równoważniku zdania): brak cycków!

3 komentarze:

lipshit pisze...

I tak źle i tak niedobrze. Jest aerotyczna soapdrama, tak ugrzeczniona, wymydlona, że aż na wpół przezroczysta. Odkłirowiona i zheteryczona. Zwykła rozrywka telewizyjna, od której nie trzęsie się ziemia. Czy nie tego chciałyśmy?

Jenny pisze...

O ile dobrze pamiętam chciałyśmy rozrywki, a rozrywka to (za wiki) "działanie, które służy zabawie, przyjemności". Ten serialik niestety nie dał mi żadnej zabawy, a tym bardziej przyjemności. Najzwyczajniej w świecie mnie wynudził. I bardziej o to mi chodziło niż o to, że nie było tró dramy. To znaczy chcę dramy, ale tylko w celach rozrywkowych tj. miłosnej dramy, a nie dramy związanej z jakimś około orientacyjnym smętem.

lipshit pisze...

Jasne. Nie upieram się, że ten odcinek był jakoś rewelacyjny. Nudny, nie wniósł nic nowego, zgoda. Zastanawiam się tylko, na ile jest to obraz kulturowej rzeczywistości po-queerowej, postcampowej. Może w tym kierunku zmierza niehetero? W kierunku znormalizowania, wystudzenia i znudzenia. Może nie będzie już cycków, bo nie trzeba już świecić cyckami żeby wpłynąć na wody mainstreamu. A my wciąż tkwimy w campie, jak na przyjęciu, które już dawno się skończyło. Tak się tutaj zastanawiam na głos.

 

Opisuję lesbijskie seriale i nie tylko: