Recent Posts

Coming out Santany czyli jak doprowadzić mnie do rozpaczy.

sobota, 10 grudnia 2011

Niedawno chwaliłam scenarzystów House i nawet prorokowałam, że może coś się zmienia w amerykańskiej telewizji... Oczywiście nic się nie zmienia (no dobra trochę tak) w serialach dalej partaczone są wątki lesbijskie czy biseksualne.
Jeżeli chodzi o Glee to uwielbiam ten serial. Po drugim sezonie uwielbienie trochę zmalało, teraz kiedy leci trzeci sezon uwielbienie powoli acz systematycznie odbudowuje się. Zresztą pisałam o tym na swym blogasku tutaj.
Problem polega jednak na tym, że o ile 3. sezon (pomijając drobne mankamenty takie jak luki w scenariuszu, pourywane wątki, brak pomysłów na to co zrobić z niektórymi postaciami) lubię.
Niestety nie mogę lubić tego co robią z postacią Santany. Z oczywistych względów podchodzę do tego emocjonalnie.

No więc Santana jest... tarapapapam okropne słowo na l : lesbijką. Nie wiem jaki były pierwotne zamierzenia twórców, ale na początku Santana będąc jedną z popularnych pomponiar sypiała z kim popadnie. W tym ze swoją przyjaciółką o tyle głupią i nawiną co uroczą - Brittany. Na początku średnio lubiłam S. Po pierwsze nie jest w moim typie (w przeciwieństwie do blondynki Quinn - Dianno Agron jeżeli to czytasz- call me!) poza tym mało jej raczej było w jedynce. Poza tym wszystko wskazywało, że będzie taką bi-eksperymentatorką.

Ale nie! W drugim sezonie Santana odkryła, że kocha Britt i że jest lesbijką (och). Nawet zaśpiewała słitaśną piosenkę dla B. , ach i och:


 Cały drugi sezon kręci się głównie wokół Santany. Szczerze powiedziawszy  to uratowało nieszczęsny dwójkę. (Sceny, w których Santana udawała hetero były przeboskie). Wciąż jeszcze nie kochałam jej taką miłością jak dziś. Bardziej utożsamiałam się z wylewem chamstwa i złośliwości, którą prezentowała. Ach, te wredne komentarze pełne chamstwa będące wynikiem zagubienia i frustracji związanej z siedzeniem w szafie - jakbym widziała siebie!

Dobra. Przyszedł 3. sezon. I nieszczęsny odcinek zatytułowany "I Kissed a Girl". Brrr prawda, że sam tytuł mówi już wszystko? Cały mój hejting i rozczarowanie opisałam tutaj.
Mimo, że naprodukowałam mnóstwo literków na serialowej, dalej nie daje mi to spokoju. Wciąż jestem zła i rozczarowana. Jak JAK mogli spieprzyć mi tak wątek? No jak? I dlaczego? WHY?
Oczywiście heterycy powiedzą, że wszystko gra, przecież ten występ jest taaki OSOM:


Ale przecież tego blogaska nie czytają heterycy (to znaczy  czytają, ale jest ich kilku i nie wchodzą tu dla moich żałosnych serialowych wynurzeń -pozdro) i wszystkie dziewczyny chyba podzielają mój bul ból? Tyle było hajpu wokół coming outu Santany, a piosenką podsumowującą jej rozterki jest ten syf Katy Perry? WTF? Poza tym scena z rodzicami? Po prostu jej nie było. Zamiast tego Santana oznajmiła prze chórem -powiedziałam rodzicom, przyjęli to dobrze. To brzmi jak niesmaczny żart, ale niestety tak było. Zamiast tego była niby scena z babcią:


I cudna kwestia I love girls the way that I'm supposed to feel about boys. Naprawdę Naya Rivera grająca Santanę wykonuje kawał dobrej roboty. Gdyby nie ona ten odcinek był by totalnie z dupy. Tyle, że nawet najlepszy aktor nie jest w stanie uratować dupnego scenariusza. Poza feralną piosenką Kety Perry, brakiem sceny z rodzicami zabrakło najważniejszego - sceny z Brittany. Brittany to dziewczyna Santany. Choć tak naprawdę nigdy nie było sceny, w której obie wyznają sobie wszystko co do siebie czują. W drugim sezonie dawana nam do zrozumienia, że Britt kocha S. Tyle, że od strony B. wyglądało to trochę jak bliska przyjaźń. W odcinku opowiadającym o coming oucie S. Brittany była niewidoczna. Owszem przytuliła ją raz, ale gdybym oglądała ten odcinek bez wiedzy z poprzedniego sezonu w życiu bym nie pomyślała, że są parą! W najnowszym 8. odcinku S&B trzymają się za ręce. Fajniusio i milusio, ale może jakiś pocałunek? Prawdę powiedziawszy to jedyna para która nigdy się nie pocałowała! Owszem dziewczyny zaczęły ten związek trochę od dupy strony (ekhm). Nie wiem naprawdę o co może chodzić. Na pewno nie o hamerykańską opinie publiczną i PSA - przecież w Glee był (kilkakrotnie) gejowski pocałunek. Ba, ostatnio nawet pierwszy raz - oczywiście sugerowany, ale jednak scena łóżkowa była. Scenarzyści sugerują, że przecież dziewczyny pocałowały się w 2. sezonie, ale do licha to nie tak! Zresztą:

http://dai.ly/gaS3dk

 I to właśnie tę scenę mają na myśli scenarzyści kiedy fani mają pretensję o to, że Brittana nie miały żadnych scen romantycznych. Sporo się ostatnio szumu zrobiło i słusznie. Może doczekamy się tego nieszczęsnego pocałunku. A może nie powinnam aż tak lamentować wszak jeszcze nie tak dawno nie było wiadomo czy Santana okaże się lesbijką. Nie! Będę lamentować! Jak robić coś to robić to dobrze! Mam dosyć fuszerek. Zwłaszcza, że fani gejowskiej pary Kurta i Bleine mają lepiej. Też tak chcę. Chyba zacznę okupację Wall Street czy czegoś tam.


Na koniec słodka scena poprzedzająca piosenką I Kissed A Girl :


Pani zakonnica mówi, że mam szansę!

czwartek, 8 grudnia 2011

Jak żyć w tym Dzikim Kraju? A szczególnie jak prowadzić rozrywkowego blogaska? Ciągle się coś dzieje w Polsce.. A to zarejestrowano zakaz pedałowania (wartość intelektualna, głupcze!), a to jakieś przepychanki z Legierskim w tej partii Zielonych czy czymś tam.
Po całym tym bajzlu związanym z 11.11 obiecałam sobie, ze kończę z polityką, kwestami społecznymi i całym tym syfem zatruwającym mi mózg i szarpiącym moje skołatane nerwy.

No, ale... Żyjemy przecie gdzie żyjemy, a ja jestem masochistką:



Czary mary:



Pełna wersja - już trochę jest lepsza, prawda? Nie wiem czy ten pierwszy filmik jest specjalnie tak  tendencyjny i wybrano same hardkorowe wypowiedzi dla hajpu. Choć z drugiej strony pocieszające, że niektórzy się zreflektowali, że to Bóg o tym decyduje. Niektórzy w ogóle się też nad tym nie zastanawiają - całkiem zdrowe podejście. Możliwe, że niektórzy ludzie jednak mają ciekawsze zajęcia niż zaglądanie innym pod kołdrę. W przeciwieństwie do panów z NOPu, których celem życiowym jest chłopak dziewczyna normalna rodzina w związku z czym w swoim męskim gronie starają się wcielić swe hasło w życie poprzez walkę ze ścieżkami rowerowymi. 
Pocieszający jest też fakt, że my wstrętni pederaści i lesby mam szansę! A tak serio wypowiedź zakonnicy wydaję się całkiem na miejscu oczywiście w kontekście religii katolickiej. Takie są ich zasady i ja to szanuję. W przeciwieństwie do niektórych nawiedzonych homoseksualistów nie chce zmieniać KrK. Jeżeli nie smakuje mi żarcie w kebabie na Centralnym po prostu tam nie chodzę. Tak samo jest z kościołem. I gdyby nie fakt, że niektórym w tym kraju Kodeks Karny myli się z Biblią naprawdę miałabym to gdzieś.

A na deser całkiem przyzwoity spot Koalicji na Rzecz Równych Szans pt. "Zatrzymaj dyskryminację":


Po feralnym klipie promującym Warszawę na EURO każdy przyzwoity spot cieszy.
BTW czy ta blondynka to szwedzka blondynka?

Taki tam komentarz

wtorek, 22 listopada 2011

Dobra. Można powiedzieć, że psychicznie jakoś doszłam do ładu po tym co się stało 11.11.11. Notki pisać o tym nie będę bo po pierwsze wszystko co miałam napisać napisałam w komentarzach na trzyczęściowym, a po drugie ta oto grafika zawiera więcej niż tysiąc słów.

Oddajcie 11 listopada!

czwartek, 10 listopada 2011


Miałam sen...Święto Niepodległości... Marsz... w którym zgodnie maszerują prawacy, lewacy, heterycy, homiki, a nawet Ślązacy. 


Dobra, stop. 


Oczywiście ironizuję, ale ja naprawdę bym chciała, aby to było święto dla wszystkich Polaków. To ważna data w naszej historii, dlaczego jej nie świętować? W każdy cywilizowany kraj ma swoje narodowe święto. W większości krajów jest to właśnie Dzień Niepodległości - dzień, w którym dany kraj uzyskał niepodległość. Francuzi mają Dzień Zdobycia Bastylii, Amerykanie - Rocznicę ogłoszenia Deklaracji Niepodległości, są też daty obalenia jakiś reżimów, w Ameryce Południowej świętowane są rewolucje, które "wygoniły" konkwistadorów. Trudno mi ręczyć za wszystkie kraje, ale wydaję mi się, iż w większości z nich są to normalne święta. Nie ma tego cyrku, przepychanek, marszów, blokad marszów et cetera et cetera.


Kiedy pomyślę o jutrzejszym dniu robi mi się słabo. Czy takie uczucia powinny mi towarzyszyć w dniu odzyskania niepodległości przez mój kraj? Nie sądzę. Powinnam odczuwać radość, a jak nie radość to chociażby spokój wewnętrzny. Tym bardziej, że to data, która przez długie lata była wymazana z kart historii. A może Polacy zwyczajnie na nią nie zasłużyli? Tudzież zachłysnęli się wolnością i za bardzo nie wiedzą co z nią zrobić? Jak inaczej wytłumaczyć to co dzieje się wokół 11 listopada? 


Myślę, że po części to wina władz. To święto choć powinno być radosne zawsze było smętne. Owszem, okoliczności przyrody są średnio optymistyczne, ale na Zeusa chyba te nudne przemówienia, uroczysta zmiana warty i tym podobne można by było jakoś uatrakcyjnić. Ludzie potrzebują takich świąt. Świąt, które umacniają naszą narodową dumę i dają poczucie przynależności do jakiegoś wspólnego kręgu kulturowego. A tak skoro władza nie dała ludowi "igrzysk", lud organizuje je sam. To wszystko co teraz opisuję jest jedynie moją teorią, bardziej zgaduję niż wiem. Prawdę mówiąc trudno mi to wszystko ogarnąć umysłem, a przecież zawsze musi być przyczyna. Jak zna się przyczynę można potem próbować naprawić problem. Niestety wciąż mam wrażenie, że błądzę po omacku w tych oparach absurdu. Może podchodzę do tego zbyt racjonalnie? Może te dwie skrajne grupy po prostu potrzebują się nawzajem? Każda okazja jest dobra, żeby zrobić zadymę, obić mordę lewakowi/faszyście?


Paradoksalnie najbardziej szkoda mi uczestników obu manifestacji. Większość z nich nie ma przecież tak skrajnych poglądów jak organizatorzy. Jeżeli się mylę to pakuję walizki i wyjeżdżam do Ameryki Południowej, adios Polonia! Wiem jednak, że tak nie jest. Po pierwsze niemożliwe, aby tak duża liczba ludzi była za skrajną prawicą/lewicą. Po drugie znam uczestników zarówno po jednej i drugiej stronie barykady. Czytałam trochę o tym. Między innymi wpisy Ewy i dazzlite. Czytałam też faszystów. Zdarzyło mi się też rozmawiać z tymi anarchistami, jaki i z ludźmi po tej faszystowskiej stronie. 


Rozumiem obu. Rozumiem tych, którzy blokowali marsz. Do ONR czy MW czuję obrzydzenie. Poglądy ONR są zaprzeczeniem wolności, którą cenię ponad wszystko. Nienawidzę kiedy nam osobom homoseksualnym czy po prostu żyjącym inaczej odmawia prawa do patriotyzmu, do bycia Polakiem. Gardzę ludźmi, którzy mówią mi jak żyć, pod płaszczykiem wzniosłych idei wartościują innych. 


Dlatego tak bardzo rozumiem co czuli wszyscy co chcieli zablokować marsz. Problem polega na tym, że nie wszyscy co uczestniczyli w marszu byli smutnymi dżentelmenami z MW czy ONR. Wiem, że byli tam też ludzie, którzy chcieli zamanifestować swój patriotyzm, ludzie o prawicowych, ale nie skrajnie prawicowych poglądach. Poza tym nie przypominam sobie (być może się mylę), aby nawet ONR krzyczał jakieś homofobiczne hasła. Ważnym szczegółem jest też fakt, że marsz był legalny. Póki coś jest zgodne z prawem  możemy tego blokować jak jacyś... No właśnie kto? ONR? MW? Kto chce blokować legalne parady równości? Używając tych samych metod tylko zniżamy się do poziomu ONR. Ja takimi metodami nie walczę, przykro mi. Może jestem naiwna, ale wciąż wydaję mi się, że Polska jest krajem w środku Europy, a nie w środkowej Azji. Rozumiem, że ONR nam się nie podoba, ale póki jej marsz jest legalny powinniśmy, za pozwoleniem sparafrazuję ex prezydenta Francji "wykorzystać sytuację i siedzieć cicho". A jeżeli głośno to przynajmniej z klasą. Przepychanki z policją na pewno nie mają nic wspólnego z klasą. Oczywiście mamy prawo i jak najbardziej powinniśmy tworzyć alternatywy dla marszu, ale z głową. Kiedy zobaczyłam wystąpienie niejakiego Karolaka aż kiszki skręciły mi się od tego bełkotu. 




Co to jest? Konkurs na najbardziej bezsensowną lewicową nowomowę? I pytanie za sto punktów co to jest u licha "kultura światowa", z której tak powinniśmy czerpać. Odpowiedzi proszę wysłać na maila z dopiskiem "Karolak - matka wie, że ćpiesz?"


Miło by też było, żeby taka impreza była faktycznie alternatywą, a nie prowokacją. Miejsce na Kolorową Niepodległą jest dla mnie prowokacyjnie. Plac Zbawiciela jest rzut beretem od Placu Konstytucji. 


Na koniec następna zagadka. Co gorsze:


to: http://www.bhpoland.org/strona/pl_news.htm


a może to: http://www.1917.net.pl/ 


Mimo wszystko... Niech się święci 11 listopada. 

Czasem scenarzyści zrobią to dobrze.

środa, 9 listopada 2011

Okej, nius to raczej czerstwy, ale z kronikarskiego tfu blogerskiego obowiązku zamieszczam. Każda chyba lesbijka wie (przynajmniej taka, która zaśmieca sobie głowę serialami vide ja), że w House była postać biseksualna. To jest Trzynastka. Grana przez boską Olivię Wilde, taadaaaaaam:

Trzynastka to oczywiście nick, pani naprawdę nazywa się Remy Hadley i jest słodką panią z interny. Seriale medyczne średnio lubię, ta krew i te narządy wewnętrzne i te nazwy chorób, które wydaje mi się, że mam, brrr.

House jednak oglądałam. Oczywiście dla Trzynastki. Olivię polubiłam już w Życiu na fali - dupnym serialu młodzieżowym, który z jakiś powodów kiedyś oglądałam. I tu niespodziewajka tam też Olivia grała biseksualistkę. Zdarzyło jej się nawet randkować z Mischą Barton. Mischa poszła w cug alkoholowo-dragowy i mało kto ją pamięta, natomiast Olivia jest teraz gwiazdą pierwszej klasy (no dobra drugiej).

Wracając do postaci, Trzynastka poza byciem gorącą lasencją w białym fartuchu próbowała ratować świat i takie tam. Oprócz tego nie kryła się ze swoim biseksualizmem, ale ku mej (i pewnie wszystkich fanek) raczej mało tego jej biseksualizmu było w serialu. Owszem był odcinek kiedy bo nocy z pewnym dziewczęciem musiała potem odwozić ją do szpitala. Kurczę... Tzn. chodziło o to, że ujawniła się jakaś choroba ten dziewczyny, a nie o to, że Trzynastka tak ją w tym łóżku zmasakrowała, że tamta wymagała hospitalizacji.
Wątek ten niestety nie był kontynuowany, Trzynastka raczej unikała stałych związków. Do czasu...

No właśnie... A potem Trzynastka była związku z tym łysym afroamerykaninem i... przestałam to oglądać.  To nie na moje nerwy. Wszystko oczywiście było zgodne ze schematem biseksualnej dziewuchy w serialach. w 95% przypadków dziewczę deklarujące swój biseksualizm i tak w końcu kończy z facetem. Wiadomo przecież, że szczęście kobiecie może dać TYLKO I WŁĄCZNIE mężczyzna. Serial posłałam do stu diabłów. Zwłaszcza, że potem Olivia Wilde odeszła z obsady robić wielką karierę w Holiłódzie.

Wróciła w najnowszym sezonie. Na jeden odcinek. Za to na jaki! Naprawdę rzadko zdarza się, że scenarzyści poprowadzą to w ten sposób. Na palcach jednej ręki mogę policzyć seriale, w których dziewczyna skończyła z dziewczyną, a nie jako szczęśliwa żona-matka-polka. Zazwyczaj są to nieamerykańskie seriale. (Kiedyś zrobię o tym oddzielną notkę). Tym bardziej moja radość była mega mega wielka i oglądając ten odcinek utonęłam w tęczy. Zaryzykuję stwierdzenie, że coś się zmienia. Ku lepszemu oczywiście.


Trzynastka wróciła na chwilę do House, aby poinformować go, że nie wróci do pracy. Wyjeżdża na Lesbos Mykonos z dziewczyną! Och, och ja też chcę jechać z Olivią na grecką wyspę!

Słiataśna końcówka, Trzynastka mówi papa.



Kyss Mig! Znalezione, zobaczone, pokochane.

czwartek, 20 października 2011

Uwaga, post zawiera śladowe ilości spojerów.






To nie będzie obiektywna i rzeczowa notka. Na obiektywizm przyjdzie pewnie czas kiedy ochłodnę, wtedy pewnie skrobnę jakąś reckę na filmweba. Teraz w miast obiektywizmu szykujcie się na post pełen zachwytów, pisków i spazmów.






Wreszcie obejrzałam szwedzką dramę, o której rozpisywałam się  (meine bosche to było w sierpniu!) niedawno. I tu podziękowania dla Szwedów (domyślam się, ze zrobiła to jedna osoba), którzy zlitowali się nad tymi, którzy nie mieli okazji zobaczyć filmu w szwedzkich kinach. Gdziekolwiek jesteś człowieku, któryś nagrał to kamerą - dziękuję ci (postawiłabym ci flaszkę Absoluta bo u was pieruńsko drogie, ale nie wiem kim jesteś)! Tack Sverige! Owa kopia hula po necie, można obejrzeć poszatkowaną na youtube, ale znajdzie się też pełna wersja na torrencie i online. Pal licho jakość! Ważne, że jest! A już miałam pisać jakąś żalową notkę, że (parafrazując naszego premiera Donalda) szwedzkość to nienormalność! W końcu ta szwedzka poprawność, umiłowanie dla prawa etc naprawdę zaczynałam się martwić, że nikt tego nie spiratuje i co najwyżej zobaczę to na jakimś polskim przeglądzie za jakieś 5 lat.


Wracając do meritum czyli moich wrażeń odnośnie filmu... Film jest cudny! Przesłodki, przeuroczy i prze prze prze najlepszy. Tak jak trailer sprawił, że umarłam z zachwytu tak przez cały film umierałam średnio co 10 minut. (co mi daje 10 śmierci z zachwytu na 100 minut). Ale od początku. 


Pierwsze 80 minut filmu jest totalnie szwedzkie. Jeżeli ktoś kocha skandynawskie kino jak ja, będzie zachwycony. Ciasne-intymne kadry (w ogóle praca kamery przecudna), oszczędne dialogi, przyroda. Po prostu Szwecja. Skandynawia. Niestety, albo stety końcówka jest absolutnie hollywoodzka, nieszwedzka, słodka i bajkowa. Sama nie wiem czy to źle czy dobrze. Dla wartości i szwedzkości filmu na pewno źle. Powinno się skończyć co najmniej śmiercią samobójczą, którejś z pań! Dobra, żartuję, ale aż tak idealne bajkowe zakończenie jest po prostu mało realne. Natomiast dla widza (nie oszukujmy się najczęściej lesbijki) zakończenie jest idealne. Film daje pewien powiem optymizmu, pewną wiarę w miłość i tym podobne romantyczne bzdety. No dobra wzruszyłam się, ale mój image zimnej suczy nie pozwala na zbytnie epatowanie romantyzmem, którego się wyzbyłam. Tak więc mam trochę mieszane uczucia. W przypadku komedii romantycznej nie burzyłabym się, gdyż jak wiadomo film tego gatunku musi skończyć się  i żyli długo i szczęśliwie. Nie miałam pretensji o bajkowość Imagine Me & You bo taka była konwencja i pieprzenie bo tak się nie dzieje naprawdę jest bez sensu. Jednak film, który aspiruje do miana dramatu z takim zakończeniem pozostawia pewien niesmak. No, ale dobra nie będę się czepiać, pewnie jak skończyłoby się źle pocięłabym się z rozpaczy. Może scenarzystki miały na uwadze moje zdrowie. 


Pomijając zakończenie i tak całym serduszkiem kocham ten film (happy end też kocham, ale moja nihilistyczna natura się trochę buntuje). Miłość między obiema paniami jest zarysowana subtelnie, a surowy szwedzki klimat i estetyka troszkę w stylu dogmy jest wspaniałą przeciwwagą dla tego uczucia. Jednym słowem jest słodko, ale w granicach normy. Zęby nie bolą. No i to że obraz skupia się na przeżyciach (głównie tej hetero) obu pań, a nie jakiejś wydumanej akcji to jest jednak spory plus. Dzieła dopełnia aktorstwo. Role pierwszoplanowe - przecudne. Obie aktorki - Ruth Vega Fernandez i Liv Mjönes (zapewne heteryczki) w niesamowicie delikatny i subtelny sposób ukazały rodzące się uczucie między dwiema w sumie obcymi dla siebie kobietami. No i chemia między nimi jest genialna. Nie umiem ocenić, która aktorka lepiej wypadła - pewnie każda z nich tak samo świetnie, ja jednak będę modlić się do tej blondynki. Uwielbiam Szwedki, a jeżeli mają długie blond włosy to w ogóle je kocham, a jeżeli mają piegi i są lekko depresyjne mogę się oświadczyć. Dla porządku dodam, że pozostałe role również zagrane świetnie. 


Sama fabuła raczej banalna, ale z drugiej strony wierzę, że takie historie się zdarzają. Dwie kobiety około trzydziestki (wielki plus za wiek) spotykają się z okazji przyjęcia zaręczynowego rodziców. Ojca brunetki i matki blondynki. Poznają się i zakochują. Banał banała banałem pogania, ale to wszystko ma w sobie jakaś magię (dobra schizuję) i nie można oderwać oczu od tego filmu. Po prostu ma w sobie to coś


Tak, że tego... Kyss Mig polecam serdecznie, szykuje się nowy kultowy film. Tak to nie za duże słowo. Na pewno nie jest to genialny pod względem artystycznym obraz tak jak np. Fucking Åmål, ale cierpimy na taki deficyt kina kobiecego, że każdy film kobietami nieheteroseksualnymi w roli głównej, niebędący amerykańskim szajsem z Megan Fox - będzie kultowy


Oczywiście przyjdzie czas kiedy otrzeźwieje i zacznę marudzić. Bo wiadomo - historia banalna no i to i tamto mogło być lepiej pokazane i coś tam coś tam, za mało miejsca poświęcili temu i temu. Nie chcę  teraz burzyć tej idylli, więc hej då i adjö!


P.S. Chyba pobiłam jakiś rekord w użyciu słowa przecudny.

No hope, no future

czwartek, 6 października 2011

Wybory tuż tuż, kampania na ostatniej prostej... Jakieś wnioski, jakaś refleksja? Ano chyba tylko taka, że wiadomo było, że im bliżej wyborów tym kampania będzie ostrzejsza. No i jest. Zamiast początkowego pitolenia ile to my wam załatwimy tudzież jacy to my jesteśmy cacy, a oni be, mamy straszenie. Straszenie doprowadzone do granic absurdu.


PO tradycyjnie straszy PISem, bo wiadomo przecież, ze jak pisiory dojdą do władzy to Polsce będzie głód, nędza, ubóstwo, syf, kiła, dżuma, cholera, wściekły Kaczor wywoła wojnę z Rosją, Niemcami, a mohery będą stawiać krzyże na każdej ulicy. 
PIS dla odmiany nie straszy PO, a Tuskopoalikotem. Już nie tylko lumpenliberały i wykształciuchy, ale i te wszystkie dziwadła od Palikota. No i wojna religijna! (To akurat słowa Pawła Kowała z PJN, ale jeden pies). Ci wstrętni palikotowcy, pomioty szatana chcą wykopać religię ze szkół i w ogóle zrobić kuku KrK!
SLD jest tak bezbarwne w tej kampanii, że nawet nie wiem czym straszy, ale domyślam się, że PIS przeplatanym PO.


Wniosek jest jeden : musi być bardzo, ale to bardzo źle. Dwie największe partie w Polsce nie mają absolutnie nic do zaoferowania wyborcom. Oczywiście twardy elektorat jest zachwycony, ale człowiek głosujący racjonalnie, a nie partyjnie nie znajdzie w tej kampanii nic, absolutnie nic. Zamiast merytorycznych dyskusji, których co prawda w Polsce zawsze brakowało, mamy straszenie wyborców. 


Planktonu politycznego chyba nie ma co analizować. No, ale...


Najbardziej z tych wszystkich cudaków interesujący jest Palikot. A raczej jego wzrost notowań w ostatnim czasie. Owszem elektorat SLD i PO się wykrusza, ale bez przesady, nie dała bym mu więcej niż 6 %. 


7801_6078_500


Z tego co czytam na różnych kłirowych blogach, raczej nikt się na niego nie nabiera. I bardzo dobrze. Nie ma drugiego takiego pajaca w polskiej polityce. (No dobra jest i to sto razy większy - Janusz Korwin-Mikke, ale o nim nawet nie warto wspominać). Zdarzyło mi się obejrzeć jakąś quasi-debatę z panem P. i utwierdziło mnie to tylko w przekonaniu, że to zwykły pajac. Jedyne co miał do zaoferowania to legalizacja bimbru (hit eksportowy Polski, pewno uleczy wszystkie nasze gospodarcze problemy). W ogóle mam wrażenie, że to jakieś lustrzane odbicie JKM. Głośne slogany zamiast realnego programu. Hasełka nośne, często słuszne jak i absurdalne. Państwo laickie, związki partnerskie. Wszystko cacy, ale to nierealne. Przykre, ale prawdziwe. Jeżeli Ruch Poparcia Palikota wejdzie w ogóle do Sejmu to naprawdę będzie to niewielka liczba posłów. W sam raz do koalicji. Przypuszczalnie z PO. No  i jesteśmy w domu. Chyba nikt nie ma już złudzeń, że z Platformy taka partia liberalna i nowoczesna jak ze mnie radziecka traktorzystka. Oprócz tego, że w partii są takie katotaliby jak Gowin to partia nie ma żadnego zaplecza ideologicznego. Co jest moim zdaniem równie niebezpieczne niż zaściankowość PIS. Platforma lawiruje między liberalizmem obyczajowym, a tradycjonalizmem. Jak ma taki kaprys uśmiechnie się do gejów -  oczywiście nie jest to szeroki uśmiech, przecież biskupi patrzą! Czasem tak dla hecy tupnie nóżką (wypowiedź Tuska, że PO nie będzie klękać przed biskupami), ale jak przychodzi co do czego to oczywiście stara się nie urazić episkopatu.
Tak, więc trudno się podziewać, że Palikot ugra cokolwiek ze swoich śmiałych postulatów. Inna sprawa czy jakby wygrał wybory zrealizowałby choćby jeden punkt programu? Czy można ufać człowiekowi, który jeszcze nie tak dawno wydawał pismo katolickie Ozon, a teraz gra na antyklerykalna nutę? Palikot wyczuł niszę wyborczą i próbuje coś ugrać. Ultrakatolików jest w Polsce mało (na całe szczęście) o czym świadczą wyniki wyborczy partii Marka Jurka. Liberałów, zwolenników świeckiego państwa, lewaków jest zdecydowanie więcej. A nuż widelec się uda.  No i jeszcze może jakieś dzieciaki zagłosują bo przecież legalizacja marychy.


Planktonowe wynurzenia zamyka PSL. Ktoś powie neutralna partia. Niegroźna. No nie wiem. Siedzą w rządzie od ho ho i jeszcze dłużej. Ile można siedzieć u koryta? Niedobrze mi się robi od gęby dukającego Pawlaka. A jego gęba jest wszędzie. To zadziwiające - przez te dwa przedwyborcze tygodnie PSL pokazało się częściej niż przez cztery lata. Największym skurwysyństwem jest to, że promują się za nasze pieniądze, gdyż te wszystkie konfy i briefingi Pawlak i Sawicki robią jako ministrowie gospodarki i rolnictwa. Ten spot informacyjny o polskim  rolnictwie to niby info rządowe, a de facto jest spotem reklamowym PSL - za państwową kasę. Brawo. W ogóle za tymi wszystkimi iPadami, którymi zresztą Pawgal posługuje się strasznie niezgrabnie kryje się niezły cwaniak. Muszę przyznać, że już bym wolała, aby do parlamentu wszedł RPP. Na pohybel, aby utrzeć nosa tym psuedorolnikom. Zresztą myślę, że Pawlak i tak ma z czego żyć. Wszak musiał dostać co nieco za podpisanie tak absurdalnej umowy gazowej (gdyby nie KE podpisałby ja chyba do końca świata i jeszcze dłużej). 


Reasumując: no hope, no future. Na pewno nie w tym kraju. Na pewno nie teraz. Musi nastąpić zmiana pokoleniowa, choć nie jestem pewna jacy będą młodzi skoro mają taki przykład. Tu nawet nie chodzi o nasze postulaty. Bo te mają szanse zostać zrealizowane tylko w jakiś wyjątkowych okolicznościach. Zakładając, że PO dojdzie do władzy i będzie musiało przeprowadzić jakieś przykre reformy taki zamydlacz oczu byłby bardzo na rękę. W podobnych okolicznościach zalegalizowano małżeństwa homoseksualne w Argentynie. Obecna (jeszcze, wybory pod koniec października) prezydent CFK chciała ukryć jakieś machlojki (chyba jakaś podwyżka związana z rolnictwem, wybaczcie, ale nie pamiętam dokładnie). No, ale Polska to nie Argentyna.  Pomijając już powody legalizacji to widać zmiany w światopoglądowe i mentalne  w tym kraju, zresztą jak na całym kontynencie. Widać to chociażby po po serialach telewizyjnych (nawet telenowelach) gdzie pary homo występują i to nie jako negatywni bohaterowie. W polskiej telewizji w sferze marzeń pozostaje jakaś drugoplanowa pozytywna postać lesbijki (owszem pojawiła się Sonia Bohosiewicz w 40 i pół, ale jej wątek nie tylko był nie wprost to jeszcze ucięli go bez żadnego uzasadnienia). A w  argentyńskim Para Vestir Santos mieliśmy nie tylko jedną z głównych bohaterek - dziewczynę kwestionującą swoją seksualność (serial opowiadał o trzech siostrach), ale i szczęśliwe zakończenie. Wybrała nie tylko dziewczynę, ale i planowała z nią ślub. Na tym przykładzie doskonale widać, że pomiędzy polską mentalnością, a tą południowoamerykańską są póki co Himalaje. Żeby to zmienić potrzeba stabilnych rządów normalnej partii, a nie bandy populistów. Na razie na horyzoncie nie widzę nikogo takiego. Krzykacze od Palikota czy SLD na pewno tej zmiany nie gwarantują. Dla porządku dodam, że SLD m rządziło tyle czasu (miało też swojego prezydenta), a jedyne co zrobiło w kwestii laickości państwa to podpisanie konkordatu. Tak przy okazji poziom korupcji wzrósł do gigantycznych rozmiarów, ale kto by to pamiętał, czyż nie? Grzesio Napieralski pewnie w tamtych czasach dłubał w nosie gdzieś na wykładach z politologii. Naprawdę ja bym może i uwierzyła w te młode lewicowe wilczki, nie mające nic wspólnego, ani z PZPR, ani postkomuną. Tyle, że poziom IQ Napieralskiego i jego kolesi sprawia, że zaczynam tęsknić za Lwicą Lewicy, lubczasopismami, Pornogrubasem i Panjestzerempaniepośle. 

GLEE wróciło!

poniedziałek, 3 października 2011





Co prawda wróciło już dwa tygodnie temu i zdążył już opuścić mnie entuzjazm jaki prezentowałam  jeszcze przed obejrzeniem drugiego odcinka 3 sezonu, ale mimo wszystko uważam, że warto napisać o Glee. 
Czym jest Glee? Odpowiedź brzmi : serialem komediowym dla dzieciaków. tj. tej no młodzieży. Powiecie - też coś. I tutaj się z Wami nie zgodzę. Nie jest to zwykły serial dla młodzieży typu 90210 inne Pamiętniki Wampirów. Wampirów i plastikowych dziuń z LA brak, za to są wszelkiej maści loserzy (tak, tak charakterystyczna elka na plakatach to nie jest znak Legii). Na chór szkolnych wyrzutków składają się między innymi : chłopak na wózku, grubawa murzynka i zagubiony gej i żydówka z przerostem ego. A właśnie taka miała drobnostka serial opowiada o chórze szkolnym, serial jest w konwencji musicalowej. Mamy też niewyałtowaną lesbijkę, ale o tym dowiadujemy się w drugim sezonie. Glee wzbudza w USA skrajne uczucia. Od uwielbienia do zgorszenia (wiadomo geje w serialu dla młodzieży boschesch ty mój). Generalnie jednak pierwszy sezon to gigantyczny sukces. Niestety druga seria nie powtórzyła sukcesu poprzednika, oglądalność siadła. Brakowało tej świeżości za którą pokochaliśmy jedynkę. Na pewno muzycznie było też o wiele słabiej. Jedynie rozwinięcie wątku Santany i jej lesbijstwa wydaje się być plusem. I właśnie w kontekście tego wątku jestem bardzo ciekawa najnowszej serii Glee.


Co do wspomnianych wcześniej kontrowersji to serial wzbudził je także w środowisku LGBT. Niby serial opiera się na promowaniu wszelkiej inności to nie każdemu przypadł do gustu mega-hiper-gejowaty   Kurt. Że niby to utrwala stereotypy etc etc Nie wiem co o tym sądzą gejowscy fani Glee, ale dla mnie to totalna bzdura. Owszem Kurt jest przegięty, ale cały serial jest taki. Taka konwencja, taki typ poczucia humoru. Nie  ma o co się obrażać i szukać dziury w całym.


W Polsce o dziwo oprócz Foxa na Glee zdecydowało się TVP1 (sic!). Obawiam się jednak, ze pora emisji (chyba 14, niedziela) świadczy o tym, że włodarze publicznej za bardzo nie wiedzieli co kupują. Owszem jest to musical i szkoła średnia, ale na pewno nie High School Musical. Chyba myśleli, że przyciągną tym jakieś 12stki. Z drugiej strony geje do niedzielnego rosołu? Najpierw Nergal, a teraz to... Quo vadis, TVP? 


P.S. Tak sobie myślę, że chyba sesji, która wywołała w Stanach sporą burzę to szefom publicznej nie było dane zobaczyć. 



Southwest to nie SAS

środa, 28 września 2011

No i kolejny post z cyklu ta wspaniała Hameryka...


Leisha to oczywiście pamiętna Alice z The L World (jakby ktoś nie wiedział jest wyałtowaną lesbijką, i jej dziewczyną whoa tego nawet ja nie wiedziałam jest Camila Grey, czyli ta brunetka z UH HUH HER ). Więcej info na temat tego zdarzenia i burzy internetowej, tu: http://www.autostraddle.com/southwest-kicks-leisha-hailey-off-plane-112322/

i oczywiście na afterellen:



BTW tag 'niusnaszybko' jak sama nazwa wskazuje to nius na szybko bez zbędnych komentarzy, bo co tu komentować? USA i jej purytańskie ideały w całej okazałości. 





Jednego pedzia mniej

poniedziałek, 26 września 2011

Pamiętam dyskusję o Glee na jakiejś stronie o serialach, ktoś tam nie mógł się nadziwić, że w USA młodzi geje mogą być prześladowani i w ogóle wątek Kurta jest przerysowany przecież to boska Hameryka. 


Oczywiście ja dobrze wiem jakim zakłamanym i pruderyjnym krajem są Stany Zjednoczone, ale też myślałam, że scenarzyści trochę przesadzają... 


Po tym jak przeczytałam to: http://muzyka.interia.pl/pop/news/dramat-14-letniego-fana-lady-gagi,1698297,50 zmieniłam zdanie. Smutne i przygnębiające, ale o wiele bardziej zszokowały mnie komentarze w polskim internecie. Może nie powinnam, ale za cytuję (pisownia oryginalna):


jestem zszokowana tym artykułem w tej ameryce to dziecinstweo sie bedzie konczyc na 5 latach !!!!przeciez to było dziecko, on powinien myslec o nauce a nie bzykaniu ..skad u takiego dziecka taka wiedza ze jest napewno gejem ...w artykuje pisze ze pare lat był nekany !!!!ludzie od 10 roku zycia wie ze jest gejem ...ja mam syna w tym wieku on mysli zabawie ..granie w piłke, basen jak normalne dziecinstwo on nawet nie jest na etapie podrywania dziewczyn aa co dopiero myslenia czy pociagaja go chłopcy ....na ludzki rozum pomyslcie.... mam nadzieje ze ten syf z ameryki do nas nie przyjdzie !!!!


 14 latek od kilku lat jest gejem!!!!!k**wa...to co on zaczal uprawiac sex w wieku 8 lat? czy wczesniej? i odrazu wiedzial ze jest gejem?
jakos sobie nie wyobrazam.....mam syna 14latka i on jest postawnym"mezczyzna" rozwinietym fizycznie ale psychicznie jeszcze "dziecko"....nie wyobrazam sobie po prostu jak mozna w wieku 14 lat znac swoja orientacje seksualna i to od kilku lat?
JEDNEGO SWIRA MNIEJ NA ZIEMI

te zboki powinni wyslac na bezludna wyspe i otoczyc drutem kolczastym 



Patrzcie, o to początek końca gatunku ludzkiego. Coraz więcej i coraz młodsi wybierająwbrew naturze homoseksualizm. Jeśli teraz czegoś ztym nie zrobimy to w przyszłości będzie już zapóźno. Nie chodzi o dyskryminowanie odmieńcówktórzy od osoby przeciwnej płci wola osobnika tejsamej. To zjawisko coraz bardziej się szerzy. Wprzyszłości jeśli liczba homoseksualistów sięzwiększy może to oznaczać spadek przyrostunaturalnego, oznaczać to będzie że więcej osóbbędzie umierać niż przychodzić na świat. Będziemyobserwować starzejące się społeczeństwo dużejczęści homoseksualne o to do czego to doprowadzi.Musimy zapobiec tej katastrofie póki nie jestjeszcze za późno. Powinniśmy zakazać promowaniatego stylu życia żeby nie przeszło to na zbytwielu ludzi i nałożyć wysokie kary na tych którzy ośmiela się złamać zakaz.



jednego pedzia mniej




pedaly to nie ludzie

14 lat i zdeklarowany pedał? Bez jaj...

Geje to podgatunek czlowieka.






Dobra, dosyć tego sado-maso. To tylko kropla w morzu bluzgów na pudlu, interii, kafeterii. Podejrzewam, że w innych serwisach jest podobnie.


Co jest nie tak z tymi ludźmi? Co jest nie tak z tym narodem, z Polakami? Skąd ta nienawiść? Skąd AŻ taka nienawiść. Podejrzewam, że większość tych komentarzy piszą zakompleksieni faceci w sweterkach, czy też jakieś NOPowskie bydło (nie mam innego słowa, wybaczcie). Tacy ludzie zdarzają się wszędzie, prawda? Jednak czy na taką skalę? Mam wrażenie, że będzie coraz gorzej póki takie oszołomy jak Terlikowski czy Cejrowski bezkarnie wylewają publicznie swoją nienawiść i nakręcają innych...

Lost Girl

czwartek, 15 września 2011




4 września ruszył w Kanadzie 2 sezon Lost Girl. Jeżeli ten tytuł nic Wam nie mówi radzę czym prędzej to zmienić.

Lost Girl to raczej niskobudżetowa produkcja, która chyba ku zdumieniu samych producentów odniosła spory sukces. Dlaczego piszę o tym serialu na blogu? Ano dlatego, że główna bohaterka jest biseksualna. Oprócz różnych przygód z fantasy w tle, mamy też trójkąt miłosny. Biseksualny trójkąt. Nie przypominam sobie drugiego takiego mainstreamowego serialu. Ważne, że główna postać nie jest jakąś tam wieczną i niepokalaną dziewicą, a całkiem fajną dziewuchą - flirtującą za równo z kobietami jak i mężczyznami. Oczywiście jak to w tej pieprzonej popkulturze bywa pewnie skończy w ramionach faceta, ale cóż póki co napawam się jej flirtem z panią doktor.

Nie jest to jakieś arcydzieło, ot bezpretensjonalna rozrywka. Trochę przypomina mi Buffy . Jest humor, jakieś tam postaci fantasy, fajne sceny miłosne, trochę przemocy. Idealny serial na coraz to dłuższe wieczory.

Trochę więcej o samym serialu piszę tutaj.

Palkot. Why so serious?

piątek, 9 września 2011



Kiedy zobaczyłam nowy spot Palikota pomyślałam co to k. za syf!?

Zgoda może to mało elokwentne z mojej strony, ale oddaje postać rzeczy w 100%. Palikot w białej chyba lnianej koszuli na tle zielonej trawy. Z żonką i dzieciarnią. Jak słodko. Brakuje jeszcze kiedy pytają mnie... W ogóle ten spot wygląda jak jakaś parodia Bronkspotu z kampanii prezydenckiej. 

Serio, co mnie obchodzi w jakim wieku założył pierwszą fabrykę w swojej zakichanej wiosce? To ma mnie wzruszyć, zainspirować? Czyżby panu Janoszowi znudziło się machanie penisami? A może jednak doszedł do wniosku, że Polska to katolicki kraj i liczą się wartości takie jak rodzina, ciężka praca, sranie w banie. A może to powrót do korzeni vide Ozon? Z komentarzy jego fanboyów wnioskuję, że miało wyjść spokojnie i normalnie. Wyszło nędznie. No chyba, ze Palikot szykuje jakąś analogiczną reklamówkę, w której biega po paradach i gejklubach...

Ambasado oddaj moje 100 milionów!

niedziela, 28 sierpnia 2011

No i wyszło szydło z worka! Rację miały wszystkie katotaliby, frondwocy, terlikowcy, onerowcy i cholera wie kto jeszcze. A może nazwę ich po prostu ONI. Tak, więc ONI mieli rację. Jesteśmy finansowani przez obce mocarstwa. My nie katotaliby, frondwocy, terlikowcy, onerowcy czyli krótko mówiąc wstrętne lesby, pedały, kobiety zboczone, kaszaloty i te tfu feministki.


Prawdę mówiąc ja osobiście jeszcze nic nie dostałam (wciąż czekam!), ale pewno całą kasę zgarnia Biedroń i inne tuzy gejowskiego establishmentu


A na finansowanie jest na to dowód i to poważny, cytuję za WikiLeaks:



Âś13.  (SBU) U.S. Mission Poland continues to use its speakers 
programs and other programming opportunities to combat xenophobia 
writ large and to promote tolerance.  We cooperate closely with 
Polish NGOs, including KPH, that work toward similar ends.  Embassy 
Warsaw has sponsored screenings and follow-on discussions of "Milk" 

Hamerykańska ambasada? ORLY? A wydawać by się mogło, że taki porządny kraj. Gdzie się podziały fundamentalne hamerykańskie wartości? Rodzina, dom na przedmieściu i ford w garażu, huh? 

 A teraz na poważnie. Oczywiście ta wiadomośc ma mniej więcej taką wagę jak wszystkie te niusy z Faktu o czajnikach grozy. Nie przeszkadza to oczywiście, niektórym węszyć spisku. Wszak wszystko się ładnie układa, obca mocarstwo reprezentujące cywilizację śmierci chce rozbić nasze idealne prorodzinne państwo. Tyle, że finansowanie projekcji „Before Stonewall: The Making of a Gay and Lesbian Community” było w 100 % jawne i oficjalne. Jednak przecież jak czytasz WikiLeaks czyli superturbotajne dokumenty masz wrażenie, że posiadłeś jakąś wiedzę tajemną plus umiejętności agenta z Mossadu. 

Oczywiście wszystkie te depesze wymieniane między ambasadami nie odkrywają niczego czego byśmy nie wiedzieli, ale mimo wszystko zachęcam do lektury:

GAY RIGHTS IN POLAND: LONG ROAD AHEAD






Pocałuj mnie

poniedziałek, 22 sierpnia 2011




Jako, że na polskie kino liczyć w najbliższym czasie raczej nie możemy pozostaje nam z lekką nutą zazdrości patrzeć na to co mają do zaoferowania inne kraje...

Na pierwszy ogień - Szwecja. Czyż może być lepiej? Ach, słodka Szwecja... Szwedzkie blondynki, Fucking Åmål, Greta Garbo i Pippi Langstrumpf. A tak w ogóle to kraj niezwykle nam przyjazny.

Nic więc dziwnego, że powstają tam filmy o gejach i lesbijkach. Jako, że szwedzka kinematografia miała i ma się dobrze, zazwyczaj są to dobre filmy o homoseksualistach (choć mówiąc szczerze od czasów pamiętnego Fucking Åmål nie pamiętam żadnego). 

A jaki jest Kyss Mig? No cóż, na razie cholera wie. Obraz miał premierę 29 lipca chyba na jakimś kłirowym festiwalu i na razie niestety nie jest dostępny innych krajach. Z tego co czytałam na szwedzkiej stronie (sic!) film do szwedzkich kin wejdzie na jesieni...

Za to ze zwiastunów wnioskuję, iż może być to całkiem przyjemny film. Trailery wyglądają przeuroczo. Naprawdę zakochałam się. A może to Liv Mjönes i jej niebieskie oczęta?

Zresztą możecie się przekonać:

 
 

Szykuje się klasyczna dajkdrama. Hetero dziewczę Mia (Ruth Vega Fernandez) spotyka nie-hetero dziewczę  Fridę (Liv Mjönes) no oczywiście zakochuje się w niej i zaczyna kwestionować swoją seksualność etc etc , ale zacznijmy od początku. Poznają się przyjęciu chyba-zaręczynowym (jakoś słabo znam szwedzki) swoich rodziców. Zresztą nieważne, matka Fridy i ojciec Mii są razem. Tak, więc dziewczyny są/będą przyrodnimi siostrami (drama!). Mia ogłasza na przyjęciu, iż zamierza wyjść za swojego chłopaka (drama do w kwadratu!). Na szczęściem, gdy widzi jakże uroczą blondynkę ochota na ślub przechodzi jej (dlaczego w realnym życiu tak to nie działa huh !?). Brzmi fajowo, a wygląda jeszcze lepiej. Na szczęście film robili Szwedzi (a ściślej mówiąc Szwedki: Josefine Tengblad i Alexandra -Therese Keining), więc możemy spodziewać się satysfakcjonującego zakończenia i żywych postaci w miast holiłodzkich klisz. Warto zwrócić uwagę na to, że obie panie są koło trzydziestki.


A żeby jeszcze bardziej zaostrzyć apetyt sneak peaki:


&

Ja chcę ten film. Teraz. Już. Natychmiast! Proszę...




The Voice jest nadal najgejfriendli mejnstrimowym programem. Koniec kropka.

wtorek, 16 sierpnia 2011

To była tylko kwestia czasu kiedy format The Voice kupi jakaś polska telewizja. Padło na TVP2. Kiedy pytają mnie co sądzę o polskiej edycji odpowiadam:





 
W sumie nie jest aż tak źle bo ominie nas wątpliwa przyjemność oglądania facjaty Wojewódzkiego, ale i tak to będzie masakra, zresztą jak każda chyba polska edycja zachodnich programów. Nawet nie mam nic specjalnie do polskiego dżuri, ale Piasek wydaje się mieć osobowość spinacza biurowego, Kayah już sędziowała kiedyś i się nie sprawdziła, Nergal ze swoim metal-polo będzie robił z siebie szatana, a jeżeli chodzi o Anię Dąbrowską to nic do niej nie mam, ale nie jest Kryśką, o! No i w ogóle polskie jury, to nie hamerykańskie jury, zapewne nie będzie tej chemii i dobrej energii jak The Voice of America. I w ogóle bu i fe.


No, ale może stanie się cud, wszak po Krysi (nawet ja, ha!) też nikt nie spodziewał się cudów, a dziewucha sprawdziła się, w ogóle cały program się sprawdził. Nic, więc dziwnego, że w lutym będzie nowy sezon...
Ciekawa też jestem czy polska tiwi będzie tak tolerancyjna jak ta zza Oceanu... Amerykańska tv, a zwłaszcza NBC nie należy może do jakiś specjalnie gay-friendly, ale program taki właśnie był. No właśnie czas wrócić do meritum posta, moje kryśkowe zachwyty raczej mało kogo interesują.

Pierwszy sezon zakończył się już ho ho jakiś czas temu. O finale nie pisałam tak długo chyba dlatego, że lesbiątko, któremu kibicowałam nie wygrało i musiałam to przetrawić. Ba, wygrał heteryk! No, ale w finałowej czwórce znalazły się dwie lesbijki (jedna latynoska, druga łysa), haitańskie dziewczę, gruby brodaty gej no i nasz hetero. Na swoje usprawiedliwienie ma tylko to, że jest Latynosem! Facet jest w porządku, tylko nudny jak wykłady probabilistyki. No i nie jest moim lesbiątkiem! Dla tych, którzy lubią teorie spiskowe: trener Javiera pieprzony Adam Levine napisał na swoim twittetrze, aby na niego zagłosować zretweetował go sam Justin Bieber, a wiadomo jaki posłuch ma wśród swoich fanek boski Dżastin. No trudno. I tak to był/ jest jeden z najbardziej gay-friendly programów ever. Koniec kropka. Nie wierzycie? Jeden z występów finałowych (trenerów ze swoimi podopiecznymi):



Christina Aguilera śpiewa z Melissą Etheridge Beverly McClellan wyoutowaną lesbijką piosenkę Beautiful. Na gitarze przygrywa im Linda Perry. Dziękuję, dobranoc!



Brawo SLD!

sobota, 13 sierpnia 2011

O ostatnich przepychankach Biedronia (i Nowickiej) z SLD słyszał chyba każdy... Jako, ze socjalistów nie cierpię chyba bardziej od konserwatystów moja radość jest nieopisana! Wreszcie ta żałosna partia pokazała swoje prawdziwe oblicze.

Jeżeli  ktokolwiek nabierał się jeszcze na tę lewicową partię mam nadzieję, iż teraz został odparty z resztki złudzeń. Ze smutkiem patrzyłam jak spora ilość działaczy i w ogóle tak zwanego środowiska z nadzieją patrzyła na SLD... SLD jako partia lewicowa, ta która obroni nas przed zrobieniem z Polski kraju wyznaniowego! Partia, która niczym jakiś mityczny wojownik obroni nas przed biskupami! Wywalczy związki partnerskie! Wywalczy aborcję! Guzik. Mieli na to 10 lat. Przez 10 lat mając rząd i prezydenta nie zrobili nic! Oprócz nabijania sobie kieszeni, oczywiście... No i przepraszam podpisali jeszcze konkordat z Watykanem! A teraz chcą go rozwiązywać, logika godna najwybitniejszych tuz myśli lewicowej... Ale pal licho, przecież teraz jest nowe młode lepsze SLD, oni zrobią więcej. Taką przynajmniej taktykę przyjęło młode kierownictwo Sojuszu na czele z Napieralskim. 

Odcinanie się od starej gwardii nie było by nawet takie złe, gdyby nie drobny fakt - intelektualny potencjał młodych lewicowych działaczy oscyluje wokół IQ grzyba pleśniowego. Wystarczy spojrzeć tylko na przenikliwe spojrzenia Napieralskiego Grzesia czy Olejniczaka Wojtka... Fajne chłopaki (ach ta klata Wojtka) tyle, że głupie jak but. Stare sldowskie wygi były chociaż oczytane...







Głupotę lewicowy elektorat i jeszcze by może jakoś zniósł, ale tekstu: jestem tak taktowny wobec pana Roberta Biedronia, że aż się obawiam, żebym nie stał się obiektem adoracji z jego stron? Nie, to nie wypowiedź posła PIS, a pana Wikińskiego -  posła Sojuszu. No i mamy wypisz wymaluj całe stosunek (niefortunne słowo) przeciętnego posła SLD do homoseksualistów. Zresztą pan Wikiński nie miałby pewnie kłopotów z dogadaniem się z posłem Węgrzynem, o ironio krytykowanym przez SLD za homofobiczną wypowiedź. Szkoda słów. Na koniec dodam, że jeżeli chodzi o kobiety na listach to chyba PSL ma ich więcej...

 
Dałabym Virus SLD Kazika, ale piosenka zawiera brzydkie wyrazy, a to kulturalny blog do k, nędzy!

Our Idiot Bro.

piątek, 29 lipca 2011

Kto jest najśliczniejszym i najsłodszym dziewczęciem na świecie? Odpowiedź może być tylko jedna:

Zooey Deschanel

Możecie ją kojarzyć z filmu 500 Days of Summer. Wcześniej grała głównie w filmach offowych czy sundancowych. Ostatnio skusiła się na rolę w sitcomie, ale nie będę tego komentować, aby nie zaburzyć obrazu dziewczyny idealnej. Oprócz durnego sitcomu New Girl i chyba jeszcze durniejszego filmu  Your Highnes (tego z Nathalie Portman) w tym roku Z. zagrała też w Our Idiot Brother. Nie pisałabym  o tym na blogu, gdyby nie to, że Zooey tadatadtaaam zagra bi. Hell yeah, marzenia się spełniają, Bozia istnieje, czy co tam jeszcze! Premiera zaplanowana jest na 26 sierpnia. Odliczam dni i godziny. Fajna obsada, znane nazwiska, trudno zaliczyć ten film do jakiegoś kina niezależnego choć swoją premierę miał na Sundance istnieje, więc spora szansa, że za jakieś dwa lata film trafi na polskie ekrany. Nie chce mi się opisywać fabuły (w zasadzie mam ją gdzieś) trailer zrobi to lepiej:



A na deser fotos z filmu:

Awwwww....


P.S. Oj wiem, że i tak jak to zwykle bywa w filmach bohaterka grana przez Z., finalnie wyląduje w ramionach jakiegoś fagasa, ale no cóż...



Słodkie kłamstewka.

niedziela, 24 lipca 2011




A teraz będzie o tym czym się tak naprawdę interesuję. Żadna tam sztuka, literatura i inne tam. Seriale ze słitasnymi dajkdramami.
Ostatnio w moje lepkie ręce wpadły mi Pretty Little Liars. Cztery słitaśne rozkapryszone dziewczęcia z przedmieścia próbują odgadnąć kto posłał na tamten świat piąte rozkapryszone dziewczęcie z przedmieścia. Takie połączenie 90210  z serią CSI. Na początku prychnęłam tylko "phi", ale teraz kiedy  brakuje mi serialu z jakimś wątkiem les dosłownie rzuciłam się na to. (Słowo daję obejrzałabym nawet 6tą serię The L Word z duchem Jenny i Soundera!). Aktorki wcielające się w głównie role są niemiłosiernie przesłodzone i plastikowe. Na szczęście Shay Mitchell wcielająca się w rolę Emily daje radę. Jest miła dla oka, no i jakby mniej mdła od pozostałych (albo to hormony zaburzają mi percepcję).

Obecnie leci druga część 2 sezonu. Nasza Emily ma już trzecią dziewuchę z rzędu i chyba pogodziła się z tym, że jest lesbijką (jupi!). Tak się wciągnęłam w ten wątek, że nawet wiem żałosne postanowiłam przeczytać książkę. Bo serial  jest na podstawie serii wydawniczej dla nastolatek. Znalazłam jakies polskie tłumaczenie, bo oczywiście w Polsce wydali dopiero pierwszą część w dodatku dopiero teraz po premierze PLL na polskim FoxLife.

No i co? Pierwsze 3 książki za mną i jestem zachwycona! O meine bosche, toż to literacki fenomen, wspaniały język, cudowne naszkicowane postaci. Dobra, książka ssie, ale tak wciągnęłam się w wątek Emily, że nawet tego nie zauważyłam. Na szczęście autorka nie sili się na jakiś dupny neoromantyzm jak np. autorka osławionego Zmierzchu. Nie mamy opisów spojrzeń na sześć kartek (Spojrzała w wampirze oczy Edwarda i spłoniła się rumieńcem, Edward, och, och, och!). Wręcz przeciwnie, pierwsza miłość Emily dosyć szybko wkłada jej ręce pod stanik. Jednym słowem nie jest najgorzej. Zwłaszcza, że wszystkie uczucia Em, jej wątpliwości co do jej tożsamości etc etc są dosyć trafnie opisane. A później jak rodzice naszego nastoletnie słitaśnego lesbiątka dowiadują się o specyficznych zainteresowaniach córuni i chcą wysłać ją na jakiś oszłomosko-katolski obóz zbawienia dzieje się i to sporo!

No, ale... Kiedy przeczytałam te trzy części i w gorączce szukałam tłumaczenia czwartej wpadłam na streszczenie całej serii... No i co? Bach! Powrót na ziemię. Tyłek trochę boli, ale przecież powinnam się przyzwyczaić. Czy kiedykolwiek, czy kiedykolwiek do k. nędzy pytam jakiś lesbijski wątek może się dobrze (dla nas) zakończyć? Odpowiedź brzmi: NIE! (No może czasem, ale o to już temat na nowy post). Emily nie umiera (choć śmierć nie była by taka zła), ale za to tadatdtaaam niespodzianka kończy w ramionach jakiegoś gacha! Fuck yeah! Przecież każdy wie, że ładna dziewczyna lesbijka musi skończyć w ramionach faceta, no proszę was! Czary-mary Emily jest bi. Oczywista oczywistość, że każda bi musi skończyć z facetem.  W sumie to i tak dobrze. Mogła przecież po pobycie w kato-oszołomskiej klinice wrócić na jedynie-słuszną-hetero-drogę.

Niestety life is bitch, life sux i coś tam coś tam. Po przeczytaniu streszczenia odechciało mi się szukać dalszych części. W sumie dobrze, że mam blogaska, na którym mogę się wyżalić, inaczej pewnie bym się pocięła (och Emily jak mogłaś mi to zrobić).

Co do serialu pewnie będę śledzić wątek E., nadal. I nie tylko dlatego, żeby się pogapić na tyłek Shay Mitchell. Tak się składa, że jak to zwykle bywa scenarzyści rzadko robią wierne adaptacje książek. Książkowa Emily nie jest do końca tożsama z serialową Emily. Na początku trochę burzyłam, wszak zwykle bywa tak, że filmowi scenarzyści kompletnie niszczą książkowe oryginały. Tym bardziej, że w książce przez te trzy części, które czytałam wszystko było wręcz podręcznikowo opisane zagubione biedne lesbiątko odnajduje swoje prawdziwe ja.

Tym razem może to wyjść na korzyść. Ponoć reżyserka PLL jest lesbijką, więc jest nadzieja, że serialowa Emily nie zmieni się w biseksualnąniezdeycodwoanąalejednakwolęfaceta. Nadzieja umiera ostatnia.

 

Opisuję lesbijskie seriale i nie tylko: