Recent Posts

Co oglądać latem

wtorek, 13 sierpnia 2013

Nic mi się nie chce. Cholerne lato rozleniwia. A może to nie lato, może po prostu jestem głupią leniwą krową. Na tyle leniwą, żeby pieścić się z jedną notką tak długo, że inni piszą ją za mnie.

Wiosenny sezon serialowy dawno za nami, a ja nawet nie pokusiłam się o podsumowanie. A jest co podsumowywać. Sporo lesbijsko-queerowego stuffu do analizy. Generalnie było naprawdę nieźle i wiosnę 2013 można uznać za niezwykle udaną. Zanim jednak pokuszę się o analizę (vide porzucę na chwilę moją ulubioną rozrywkę piwo & beznamiętne oglądanie tumblra), napiszę o tym na co się gapić latem.

Odpowiedź brzmi: na piękne dziewczęta na plaży w Saint-Tropez. Oczywiście jeżeli przejadła nam się tego typu rozrywka to pozostają seriale. Zwyczajowo w lato odrabiamy zaległości. Nie zapominajmy jednak, że latem też lecą seriale.

Na pierwszy ogień Pretty Little Liars. Zdaje się, że pisałam już o nim na blogasku. Wciąż jest tak samo beznadziejnie-serialem-dla-nastolatek, ale hej jest Emily Fields. Emily jest lesbijką. Oglądamy wszystkie seriale, w których są lesbijki, prawda? Zwłaszcza, że prócz Emily mamy inne ładne dziewczęta, a ładne dziewczęta są zawsze na propsie.
Swoją drogą chyba przywykłam do poziomu PLL i nawet polubiłam ten serial (wiem zgroza), poza tym latem trudno o dobry serial. Nadal traktuje go w kategoriach guilty pleasure. Jeśli kiedykolwiek będzie inaczej i zacznę wmawiać sobie i Wam, że to dobry serial, weźcie zadzwońcie po lekarza. Wracając do Ems, to jedna z nielicznych postaci niehetero pokazywana naprawdę fajny sposób (ach, żeby jeszcze Shay Mitchell nie była takim drewnem). Czy to dlatego, że scenarzystką/reżyserką jest lesbijka? Pewnie tak. Swoją drogą wspomniana Shay bardzo się stara i w scenach girl-on-girl daje z siebie 150% hihi. Prywatnie również zachowuje się naprawdę sympatycznie, a gdy opowiada o seksualności swojej postaci brzmi to jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie (może dlatego, że jest Kanadyjką, a nie Amerykanką?). Ach, gdyby pominąć jej antytalent aktorski można by ją uznać za idealną odtwórczynię i ambasadorkę LGBT w jednym.


Kolejna produkcja pod znaku ABC Family: The Fosters. Totalna świeżynka. Chyba pierwszy taki serial w historii amerykańskiej telewizji. TF opowiada bowiem o bardzo nietypowej rodzinie. Dwie mamusie plus zgraja dzieciaków. Brzmi fajnie. Tyle, że dla mnie samo fajnie to za mało. Obejrzałam pilota i z dwa następne odcinki. Ba, nawet pokusiłam się o recenzję. Być może zanim ocenię serial powinnam obejrzeć cały sezon. Być może serial się rozkręcił. Być może był czymś więcej niż słodko-tolerancyjną familijną opowiastką o dwóch mamusiach.


Orange is the New Black - cudo. Ten serial jest absolutnie genialny. I to nie tylko dlatego, że mamy tam mnóstwo bohaterek niehetero. To po prostu świetnie napisana i zagrana rzecz. Coś totalnie świeżego.
Krytycy się zachwycają, widzowie zakochali się  i modlą się o drugą serię. A za co ja pokochałam OITNB? Po pierwsze: postaci. Tak wspaniałego spektrum kobiecych charakterów nie było chyba w żadnym innym serialu (The L Word? Hmm nie). Po drugie: dialogi. Są absolutnie genialne. Dowcipne, inteligentne i w ogóle och i ach. Po trzecie: to cholerstwo wciąga. Serio. Po piąte, szóste i dziesiąte: Laura Prepon. Ta kobieta jest niesamowita. Kto by przypuszczał, że Donna z 70's show ma taki potencjał? Jej Alex jest cudowną paskudną lesbą z tatuażem, która powinna stać w Sèvres jako wzór . To bogini lesbijstwa. Koniec kropka.

Orphan Black - tym razem produkcja BBC America, co przynajmniej teoretycznie powinno gwarantować jako taki poziom. I tak też jest. Serial jest dynamiczny, dobrze się go oglądać. Jednakże jego największą zaletą jest Tatiana Maslany. Ona jest tym serialem. I to nie jest zwykła formułka. Chyba nigdy w historii telewizji nie było przypadku, aby jedna aktorka grała kilka różnych postaci jednocześnie. W przypadku Tatiany jest to sześć kompletnie różnych postaci. Najlepsze jest to wszystko wskazuje na to, że będzie ich więcej. Wśród nich jest Cosima -dziewczyna niehetero, a ściślej mówiąc biseksualna.  Niestety. Piszę niestety nie dlatego, że mam coś do postaci biseksualnych, ale dlatego, że dobrze znam scenarzystów. Niestety w większości przypadków postać bi finalnie ląduje w ramionach jakiegoś amanta. Na szczęście gra Tat była na tyle sugestywna (Cosima wręcz ocieka queerem!), że scenarzyści zaczęli coś przebąkiwać o lesbijskiej psychotożamości C. (jest w ogóle takie słowo?) No i właśnie między innymi dlatego rzesze lesbijek pokochały Tatianę. Jest nie tylko niesamowicie utalentowana, ale też pro LGBT. Wszystkie jej wypowiedzi i oczka puszczane do lesbijskich fanek są tak słodkie, że trudno się nie zakochać. Ja przyznaję się bez bicia zakochałam się po uszy.
P.S. Rozumiem krytyczne głosy (w tym Ewy). OB ma pewne braki, które mogą denerwować bardziej wprawionego widza.. Czasem jest to brak logiki w postępowaniu postaci (och, Cosima jesteś taka mądra, a dałaś się zwieźć pierwszej lepszej uroczej blondynce z francuskim akcentem, wróć chyba to rozumiem). Jednak największą wadą, która mi osobiście przeszkadzam jest brak jakiejkolwiek refleksji. Bohaterki znalazły się raczej w nietypowej sytuacji, a spływa to po nich jak po kaczce. Wiem, że w serialu sensacyjnym raczej nie ma czasu na takie bzdury jak zaduma nad ludzkim losem, ale apelowałabym o jedną malutką chwilę oddechu połączoną z refleksją. 

Skins - tak, dzieciaki wróciły. Niestety to najgorsza decyzja jaką mogli podjąć twórcy. Odgrzewane kotlety zawsze będą smakować jak odgrzewane kotlety (by Paulo Coelho). Czy w ogóle kiedykolwiek wskrzeszanie trupa się powiodło? Rozumiem, że kasa, kasa, jeszcze raz kasa, ale czy marka, renoma. nazwijcie to jak chcecie naprawdę nic dziś nie znaczy? Ten pożalsięboże sezon skreślił wszystko co do tej pory osiągnęli twórcy Skinsów. Gratulacje. Jedynie odcinki z Cookiem dają radę. Reszta jest robiona tak bardzo na siłę, że 10. sezon Grey's Anatomy to przy tym szczyt "nieodcinaniakuponów". Chyba najlepszym wyjściem jest udawanie, że ta kontynuacja losów w ogóle nie została nakręcona. Zwłaszcza fanki Naomi i Emily mogą śmiało uznać ten sezon za "niebyły".  A jeśli ktoś jeszcze nie widział najlepiej niech omija szerokim łukiem Skins Fire/Pure/Rise.


To chyba tyle. Mam nadzieję, że zmobilizuje się na tyle, aby opisać miniony sezon serialowy. Zwłaszcza Glee i Lost Girl zasługują na osobną notkę.

P.S. Ależ się namachałam.. A może by tak stworzyć fanpage?

Dzień Zwycięstwa Antychrysta

czwartek, 27 czerwca 2013

To tak na wypadek jakbyście nie wiedzieli jaki był wczoraj dzień. Nie, nie środa.

DOMA poszła się chędożyć. Oczywiście to automatycznie nie oznacza legalizacji małżeństw tej samej w płci w CAŁYCH Stanach, ale to kolejny krok ku temu. Odwrotu nie ma.

Co mnie najbardziej cieszy? Prócz tego, że Kalifornia jest znowu nasza? Cudny ból dupy wszystkich katolickich talibów.

(...) bezpłodny i pozbawiony prawdziwej miłości związek dwóch osób o zachwianej seksualności też jest małżeństwem.

 

 

[brejkin nius] Cannes zdobyte!

poniedziałek, 27 maja 2013

[Zdobyte] Przez homolobby ofkorst.


66. Międzynarodowy Festiwal w Cannes przeszedł do historii, Złotą Palmę zdobył Blue Is the Warmest Color / La vie d'Adèle Abdellatifa Kechiche. Nie pisałabym o tym na blogasku, gdyby nie tematyka obrazu. Wiadoma tematyka. Film (cytuję panią prezenterkę z TVP info) otwarcie opowiada o miłości między kobietami. Lesbodrama znaczy się. Ekhm:

"Blue Is the Warmest Color" Abdellatifa Kechiche'a to z pozoru prosta historia o miłości pomiędzy dwiema kobietami, a właściwie młodymi dziewczynami. Jedna z nich, Emma (Léa Seydoux), studiuje na Akademii Sztuk Pięknych, a druga, Adele (Adele Exarchopoulos), dopiero kończy naukę w liceum. Poznają się przypadkiem. Adele zauważa Emmę na ulicy, z tłumu wyróżniają ją pofarbowane na niebiesko włosy. Adele jest właśnie na etapie poszukiwania swojego miejsca na zmysłowej i erotycznej mapie życia. Relacje z chłopakami nie pobudzały i nie zaspokajały jej w żaden sposób, tak więc szybko zaczyna się interesować przedstawicielkami własnej płci. I tak trafia na Emmę. Ich relacja jest niezwykle intensywna, pełna dzikiej namiętności i pragnienia, które znajduje ujście w upojnym seksie.
Zapowiada się świetnie. Złota Palma gwarantuje, przynajmniej teoretycznie, świetne kino.To ważne bo dobre filmy o tematyce lesbijskiej można policzyć na palcach jednej ręki.

Oczywiście w polskojęzycznych mediach (ach, onet!) królują homofobiczne komentarze. Tylko czekać na ból dup frondy (:

P.S. Swoja drogą, niesamowity chichot losu: dzisiejsza (kolejna już!) manifestacja w obronie "normalnych" małżeństw we FR & werdykt Cannes 2013.





[brejkin nius] Jarek Gowin padł

poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Lewica świętują. Liberałowie skaczą z radości. Wandzia Nowicka otwiera szampana.

A teraz chwila otrzeźwienia. Marek Biernacki i nienawidzony przez Nas Jarosław Gowin ideologicznie nie różnią się niczym. MB głosował przeciw projektowi Dunina. Poza tym popierał zaostrzenie ustawy aborcyjnej wg pomysłu Solidarnej Polski.

Miłego dnia.

Pozytywny przerywnik

piątek, 12 kwietnia 2013

Po co pisać o rzeczach przykrych? O Wałęsie, Pawłowicz czy innej Szczepkowskiej? Przecież można o tych pozytywnych:






http://wyborcza.pl/1,75477,13722583,Urugwaj_zalegalizowal_malzenstwa_homoseksualne__takze.html

Legalizacja małżeństw homo w Urugwaju to żadna sensacja. To najbardziej laicki kraj w Ameryce Południowej. Jest to po prostu kolejnym krokiem po związkach partnerskich. Geje i lesbijki mieszkający w Urugwaju otrzymują pełnie praw. U. to drugi po Argentynie kraj Ameryki Południowej, który legalizuje małżeństwa. Warto wspomnieć, że prócz obywateli Urugwaju małżeństwa mogą zawierać też obcokrajowcy. Świetna wiadomość. Zważywszy na to, że polska rzeczywistość staje się dla Nas coraz mnie przyjazna. Nie jest to blog społeczno-ekonomiczny dlatego nie będę rozwijać tego wątku. Bo tu nie chodzi tylko o LGBT. Polska staje się coraz mniej przyjazna dla Polaków. A co dopiero kiedy dodamy do tego "przyjemność" bycia gejem czy lesbijką w Polsce. Póki mamy siłę walczymy. Jednak kiedy tej siły zabraknie warto mieć świadomość, że istnieją kraje, które nie będą traktować Nas jak obywateli trzeciej kategorii. Kraje emigranckie, które w przeciwieństwie do USA pamiętają o swoich korzeniach. Kraje, w których równość praw to nie tylko pusty slogan. Kanada, Argentyna, Urugwaj. Warto zapamiętać.




Keep calm and róbmy swoje

czwartek, 28 lutego 2013

Jak wspominałam, cała ta wrzawa wokół związków partnerskich, jak i samo głosowanie w sejmie, de facto wyszło Nam na dobre. Oczywiście nadal czujemy się jak gówno, ale przynajmniej w końcu mówi się o Nas, a sprawy związków nie zamieciono pod dywan. 

Inną sprawą jest jakość tego dyskursu. Niestety jest źle. Można się pocieszać faktem, że z w Polsce w ogóle trudno o merytoryczną dyskusję. Możemy rozmawiać o edukacji, bezrobociu, robótkach ręcznych, i tak do głosu dojdą krzykacze. Koniec końców i tak skończy się na  ja panu nie przerywałem. Po prostu w Polsce nie umiemy rozmawiać.

Idealnym przykładem jest program Lisa. Staram się omijać go szerokim łukiem, ale dla "związków" zrobiłam wyjątek. Naprawdę, sama nie wiem czego się spodziewałam. Doskonale zdaję sobie sprawę jak wygląda jego żałosne show. Ostatnią rzeczą jaką chce osiągnąć ten pajac jest merytoryczna dyskusja . Liczą się kontrowersyjne tematy i promocja obślizłej gęby wyżej wymienionego. Nic więcej. Dlatego nie powinnam się dziwić, że do rozmowy o związkach, zaprosił między innymi Łepkowską i Piróga. Jak można się domyślić nic mądrego do powiedzenia nie mieli. Tym bardziej to przykre, że niewiele było trzeba, aby obrócić w pył bzdury, które wygadywał zaproszony ksiądz.

Ksiądz Oko to  typowy awanturnik, którego główną metodą jest zakrzyczenie oponentów. Opis ten idealnie pasuje do innej bohaterki ostatnich tygodni, posłanki Pawłowicz. Wydaje się, iż jednym sposobem na tego typu postaci jest... zachowanie spokoju. Oczywiście, niektórzy mogą zadać pytanie - czy w ogóle warto z takimi ludźmi dyskutować, albo czy dyskusja w ogóle może być możliwa. Odpowiadam: tak, warto i nie, nie jest możliwa. Dyskusja rozumiana jako wymiana poglądów, z fanatykiem jest skazana na porażkę.Nie mniej jednak warto pokazać chęć rozmowy. Może doczekamy się czasów kiedy to zamiast przekupek, głos w Polsce będą zabierać eksperci. Póki co róbmy swoje. Nie dajmy się sprowokować, nie wdawajmy się w pyskówki. To wszystko zaprocentuje.

Idealnym ucieleśnieniem moich pragnień jest kampania Rodzice, odważcie się mówić (KPH). To chyba pierwsza akcja środowiska LGBT, którą podoba mi się od A do Z. Nieagresywne, niepretensjonalne,  estetyczne plakaty. Spójny przekaz. A na dokładkę znana twarz, która zwróci uwagę tłumu. Dziwię się sama sobie, że to piszę, ale jak na razie nie mam się do czego przyczepić.


A nasi antagoniści? Cóż, pozostają sobą. Terlikowski miota się w konwulsjach; Pawłowicz ujada. Naprawdę nie wiem, kto jeszcze bierze ich poważnie. W sumie powinniśmy dziękować tej dwójce za krecią robotę. Póki zachowujemy fason, patologia Terlika i Kryśki jest jeszcze bardziej widoczna. Prócz tego reszta smutnego towarzystwa, zaczyna tracić grunt pod nogami:

http://goo.gl/P8cKG









Krajobraz po bitwie

czwartek, 31 stycznia 2013

Ostatnie wydarzenia odbiły się czkawką w całej społeczności LGBT. Od feralnego głosowania minęło już kilka dni, można więc na spokojnie przeanalizować całą sytuację. Bez zbędnych emocji jak ostatnio.

Nie ma co dramatyzować, ale...


Mój ostatni wpis był delikatnie mówiąc pesymistyczny. Zostaliśmy oblani wiadrem pomyj, więc reakcja jak najbardziej naturalna, wszyscy mamy prawo czuć się jak obywatele trzeciej kategorii. Jednakże rację ma Eliasz, pisząc o mitycznej Europie Zachodniej, w swych myślach i pragnieniach wciąż zapatrujemy się na kraje zachodnie. A przecież tam wcale nie jest tak różowo. Ustawy o związkach czy małżeństwach przeszły zazwyczaj długą drogę, zanim zaczęły prawnie obowiązywać. Tam też były kłótnie, rozdzieranie szat bogobojnych posłów i takie tam.
To nie tak, że postępowe i liberalne narody zachodnie domagały się pod parlamentami, chleba, igrzysk i związków partnerskich. Musimy o tym pamiętać. Musimy też pamiętać, że nie wszystko jest czarno-białe i że wszystko zależy od cholernej perspektywy. Przykład? Proszę bardzo: mówisz Francja, myślisz - swoboda seksualna, państwo świeckie, Liberté-Égalité-Fraternité. A potem się okazuje się, że na manifach antyhomo zbiera się prawie milion ludzi. Co prawda Francja ma prawie 66 mln mieszkańców, ale jednak. To pewnie dlatego, że Francuzi to tak naprawdę naród mieszczański, ze wszystkimi swoimi wadami i zaletami. Drugi przykład: Urugwaj. Większość pomyśli: Ameryka Południowa, katolicyzm, brrr. A tak naprawdę to jeden z najbardziej ateistycznych krajów świata. Prócz związków partnerskich wprowadzonych w 2007 roku, kraj ten posiada w swoim ustawodawstwie mnóstwo przepisów antydyskryminacyjnych. Ach, pary homoseksualne maja prawo do adopcji. 

Nie jestem zwolenniczką pocieszania się metodą "inni wcale nie mają lepiej", bo to prowadzi do niebezpiecznych wniosków (Hej! Zawsze mogłoby obowiązywać prawo szariatu - nie jest tak źle!), ale powinniśmy czasem przystopować z tymi hagiografiami Zachodu.

Plusy dodatnie, plusy ujemne


Niezależnie czy w innych krajach jest lepiej czy gorzej, w Polsce jest źle. Czy ten ostatni cyrk prócz sprawienia, że poczuliśmy się jak gówno, spowodował coś dobrego? Tak.

Po pierwsze - jesteśmy na tapecie

W telewizji, w internecie, o związkach jest głośno.  O homoseksualizmie się mówi. Ostatnio drugą wiadomością w polsatowskich Wydarzeniach były właśnie związki, a raczej popis Pawłowicz. Ta ostatnia zresztą stała się obiektem publicznej krytyki, na szczęście jej prymitywne i niegodne posła i profesora UW, wypowiedzi w końcu kogoś zainteresowały.

Po drugie - debata publiczna  

Problem legalizacji związków pojawił się ostatnio w kilku programach publicystycznych i nie tylko. Osobiście miałam okazję zobaczyć odcinek Hali odlotów, pod tytułem: O co chodzi z tą promocją homoseksualizmu (TVP Kultura). Program staram się oglądać regularnie i nie ukrywam, że po prostu go lubię (mimo, ze Katarzyna Janowska działa mi niesamowicie na nerwy). W odcinku o homoseksualizmie poruszano problem homofobii, omawiano położenie homoseksualistów w ogóle. Grono dyskutantów dosyć zróżnicowane: od Pani z frondy aż do z Jacka Poniedziałka. Oczywiście konsensusu nie osiągnięto, ale dyskusja przebiegała, jak na polskie standardy w wręcz sielankowej atmosferze. I tego właśnie bym chciała  w Polsce: zmiany tonu dyskursu, argumenty zamiast inwektyw, dialog zamiast przepychanek słownych. Czego bym jeszcze chciała? Publicznego potępiania, a nawet swego rodzaju ostracyzmu społecznego dla polityków typu Pałwowicz. Do podobnych wniosków doszli goście wyżej opisanego programu. Ludzi tego pokroju, prymitywnych kołtuńskich pieniaczy, znajdziemy pod każdą szerokością geograficzną. Problem leży gdzie indziej, a mianowicie w społecznym przyzwoleniu na takie zachowanie. I tu jest, wydaje mi się pies pogrzebany. I na tym powinniśmy się skupić jako aktywiści, blogerzy, działacze. 

Rzeczony odcinek do obejrzenia tutaj.


Po trzecie - prawdziwa twarz PO  

Prawdę mówiąc nie wyobrażam sobie, że ktoś przy zdrowym zmysłach mógłby jeszcze głosować na Platformę. I tu nie chodzi tylko o te cholerne związki, ale o ogólną sytuację w Polsce, a mówiąc wprost - jesień średniowiecza jaką robi rząd PO z naszego kraju.Wracając do związków (w końcu to blogasek LGBT, a nie salon24), nigdy więcej nie powinniśmy nabierać się na liberalne i postępowe PO, które jest jedynym ratunkiem dla wstrętnego kaczyzmu. Koniec z tym. Głosowanie (i wypowiedzi posłów, zwłaszcza wypowiedzi posłów) dokładnie pokazało jak bardzo otwarta tolerancyjna jest Platforma. Dla przykładu świeża jak buła tarta z Charlotte, wypowiedź posła Niesiołowksiego, znanego z miłości do bliźniego:

 Ja bym chciał, żeby nie było w Polsce homoseksualistów, ale są.

A ja bym nie chciała, żeby nie było Niesioła, ale jest. I tym optymistycznym akcentem, mówię: dobrej nocy.


Irracjonalny smutek

sobota, 26 stycznia 2013

Doskonale wiem w jakim żyję kraju. Doskonale wiem, że polscy posłowie aż ociekają kołtuństwem i dulszczyzną.  Doskonale wiem jak wygląda mentalność większości z nich. Doskonale wiem, że PO światopoglądowo od PiS nie różnicy się praktycznie niczym. Mimo wszystko strasznie mi smutno.

Cały ten cyrk. Hipokryta Tusk, wygłaszający płomienną mowę, zachęcającą do głosowania za; a potem absurdalne stwierdzenie, że Gowin będący ministrem sprawiedliwości wygłasza w sejmie, prywatną opinię (sic!).
Można się pocieszać. Że to posłowie. Ze to nie społeczeństwo. Ale zaraz przecież ktoś tę hołotę wybrał? I nie mam tu na myśli Krystyny Pawłowicz. Nie spodziewam się wiele (zwłaszcza w naszej sprawie) od posłanki PiS. Zaręczam, że taką prymitywną babą, możemy znaleźć się w każdym kraju. Oszołoma Górskiego też. Nie przejmuję się ekstremą. Choć poziom chamstwa i braku kultury tych państwa, może naprawdę zniesmaczyć i zasmucić.

Bardziej niebezpieczni w moim mniemaniu są posłowie-anonimy. To oni są większością. Nie widzimy nich w mediach. Czasem tylko słyszymy ich zwierzęcy rechot w czasie jakiegoś wystąpienia. A właśnie posłów-anonimów, próżno szukać na mównicy sejmowej. Spełniają rolę maszynki do głosowania, nic poza tym. Ich istnienia doświadczamy boleśnie tylko wtedy, kiedy w sposób bezlitosny przegłosowują ustawy, na którym nam zależy. To właśnie ci szarzy anonimowy posłowie lekką ręką, wrzucili do kosza trzy ustawy. W pierwszym czytaniu. Te miernoty decydują o tym jak wygląda życie w moim kraju. Oczywiście zdawałam sobie z tego wcześniej. Sejm masowo uchwala buble prawne czy też ustawy, które po prostu szkodzą obywatelom. Jednak dopiero w przypadku ustaw światopoglądowych, możemy poczuć jak bardzo ta banda skurwysynów z Wiejskiej ma nas w dupie. Albo: jak bardzo Państwo Polskie ma Nas w dupie.

I to mnie właśnie smuci o wiele bardziej niż stek obelg, którymi Nas obrzucono. Zresztą posłowie swoim 3x NIE, dali jasno do zrozumienia, że podpisują się pod tymi wyzwiskami. To jest właśnie najbardziej bolesne w całej tej sprawie.
Mimo, że powód smutku zdaje się być odwrotny niż u Ewy to wniosek jest taki sam: jeszcze dużo wody w Wiśle upłynie, zanim coś zmieni się na lepsze.

Filmy LGBT, które mogę polecić (część I)

czwartek, 24 stycznia 2013

Inspiracją do napisania tejże notki jak i do stworzenie poniższego rankingu, była prośba mojej przeuroczej znajomej. [Tu pada zdrobnienie mojego imienia], poleć mi jakieś filmy! No i zdębiałam. Co jest rzeczą przedziwną. Ja, która żyję kinem, ja dla której Dziesiąta Muza jest tak ważną częścią mojego życia, nie powiedziałam nic. Jeśli prośba dotyczyłaby kina hiszpańskiego, kina okresu międzywojennego, kina skandynawskiego etc, z mych ust padłoby milion słów, tysiące tytułów, o których opowiadałabym z pasją kaznodziei. A tak? Kino LGBT? Czarna plama przed oczyma. Zaćma. Pustka w głowie.

Pytanie - dlaczego do cholery? Może nie oglądam takich filmów? Ależ skąd, absurd. Oglądam, wgryzam się w każdy z nich, przekopuje zakamarki najbardziej egzotycznych kinematografii świata. Problem polega na tym, że to jest złe kino. A nie mogę przecież polecić (podpisać się pod filmem obiema rękami i z całą odpowiedzialnością za słowo, powiedzieć - polecam!) złego filmu. Większość filmów LGBT jest po prostu słaba. Jeśli chodzi o filmy o lesbijkach to jest jeszcze gorzej niż w przypadku obrazów gejowskich. Miłość lesbijska, nie oszukujmy się - jest bardzo miła dla oka. To kusi, cholernie kusi, aby pominąć warstwę fabularną i skupić się na ars amandi. Ukazywanym najczęściej kompletnie bez wyobraźni i wiedzy, albo inaczej - zgodnie z wyobrażeniem heteroseksualnych mężczyzn. W większości przypadków, filmy nie wykraczają poza ramy taniego kina klasy B. Co grosze, miłość saficka często uważana za coś gorszego, za coś będącego tylko substytutem miłości właściwej lub zachcianką kobiety (przecież wiadomo, że jedynie słuszną i prawdziwą miłością jest miłość do mężczyzny, prawda!?).

Jeśli przebrniemy jakimś cudem przez morze słabych i jeszcze słabszych tytułów, jesteśmy w stanie wyselekcjonować "parę" obrazów, które z ręką na sercu możemy polecić. Wśród nich, znajdują się tytuły wybitne (pierwsza czwórka). Reszta to obrazy bardzo dobre i dobre.

Dziś, naprawdę dobre kino, które polecam, kocham i och i ach:

1) Fucking Åmål, Szwecja (2001)

 


Moja najukochańsza lesbodrama. Kocham dogmę. Kocham Szwecję. Kocham Alexandra Dahlström w tym filmie. Och, wiadomo kocham szwedzkie blondynki. Film prawdziwy, świetnie zagrany, nakręcony.
Artystycznie najlepszy. 

2) Egymásra nézve / Inne spojrzenie, Węgry (1982)


Żadna polska aktorka do tej pory nie zagrała w tak odważnym filmie. Przypominam, że mamy rok 2013. Film węgierski, aktorki polskie bo jak głosi legenda - żadna węgierska aktorska nie chciała przyjąć roli. Sam film siermiężny, zimny, naturalistyczny momentami. Ale to kino lat 80tych, opowiadające o jeszcze smutniejszych czasach. Cudowna rola Szapołowskiej, którą kocham okrutnie.  Za tę rolę, za to, że jest tak cudownie przaśną słowiańską dziewuchą, ale moment to nie ta notka. Dodam jedynie, że
Jadwiga Jankowska-Cieślak została nagrodzona Złotą Palmą w Cannes. Wyobrażacie sobie tę sytuację - dziś? Która aktorka mogłaby dostąpić tego zaszczytu? Żmuda? Przybylska?

P.S. Po latach, JJC niezbyt pochlebnie wyrażała się o tej roli, biadoliła coś o zaszufladkowaniu (ach, te biedne aktorki grające lesbijski - jak żyć?), natomiast GS z sentymentem wspomina ten film. Nie, żebym sugerowała kogo nasza społeczność powinna lubić, a kogo nie!

3) Mulholland Drive, USA (2001)

 

Ten film zdecydowanie zasługuje na osobną notkę. Dwa słowa: David Lynch. Boję się pisać cokolwiek, żeby nie zdradzić nieuważnym słowem, fabuły. Cudowna Naomi Watts, jedna z moich ulubionych aktorek, faworytek, którym wybaczam wszystko, wielbię każdy filmowy gest, modlę się do każdej roli. No i  Laura Harring, która razem z NW tworzy niezapomniany duet, ach.

 4) Bound / Brudne pieniądze USA (1996)

 


Jedyny film rodzeństwa Wachowskich, który jestem w stanie oglądać. Ba, uwielbiam go. Może dlatego, że tak bardzo kocham filmy noir. Świetnie nakręcone. No i ten głos Jennifer Tilly! I zakończenie. I sposób prowadzenia kamery! I w ogóle brak słabych stron.

Przepraszam. Że ile nas jest?

poniedziałek, 21 stycznia 2013

Liczymy na to, że akcja mailingowa i świadomościowa oraz nasze rozmowy przekonają posłów, że ustawy są odpowiedzią na najbardziej palące problemy kilku milionów obywateli, którzy nie chcą lub nie mogą zawrzeć małżeństwa, oraz ich rodziców i najbliższych - mówi Onetowi szefowa KPH Agata Chaber.



Cytat pochodzi stąd. Rozumiem, że walczymy o sprawę, cholernie ważną sprawę. Legalizację związków małżeńskich dla par jednopłciowych i tak dalej, ale c'mon. Albo się biedactwo nieświadomie machnęło o te kilka milionów, albo to celowy zabieg. Jak dla mnie wygląda to strasznie niepoważnie.


P.S. Swoja drogą fajnie by było jakby ktoś to z ciekawości porachował. Liczbę homoseksualistów, liczbę gejów, liczbę lesbijek. Albo o!, liczbę osób niehetero. Etykietki sssą, ale warto byłoby wiedzieć.

P.P.S. Ile to jest 3% z 38 538 447 mln?


// edit// Zwracam honor. Nie umiem czytać, jestem analfabetą. Dzięki Ewa! Wciąż w głowie mam małżeństwa homo, a nie związki. To chyba przez tę Francję!


Radujmy się, że mamy Radomira

piątek, 4 stycznia 2013

Stało się. Platforma Obywatelska dorobiła się swojego geja. Trójmiejski poseł Radomir Szumełda, wyałtował się na fejsbuniu. Jak było do przewidzenia, środowiska bogojczyźniane (fronda) i prawicopodobne, biją na alarm. Nuda. O wiele ciekawsza jest reakcja blogosfery LGBT.

Z treści komentarzy pod wpisem Ewy, jak i samego wpisu, wnioskuję że rzeczony poseł powinien z miejsca ukrzyżować się na tęczowym krzyżu. Oczywiście, doskonale rozumiem wszystkie wątpliwości dotyczące osoby posła Szumełdy. Od tych śliskich zdań, może zemdlić. Jego usilne przekonywanie, że jest normalnymnieprzegietym gejem jest naprawdę godne pożałowania.

Jednak chciałabym spojrzeć na tę sprawę trochę od innej strony. Czy gej będący posłem musi od razu walczyć o prawa LGBT? Czy każdy gej musi mieć w sobie tę cholerną misję? Czy gej nie ma prawa krytycznie wypowiedzieć się o pośle Biedroniu, który permanentnie robi z siebie idiotę? 

Możemy się oburzać na te umizgi do heteryków. Może obrzydzać nas hipokryzja RS- wszak PO to chyba najbardziej dwulicowa partia jeśli chodzi o homoseksualizm.

Nie zapominajmy jednakże, iż polityka nie przyciąga ludzi ideowych i honorowych. Poza tym wymaganie od wszystkich gejprajdu to lekka przesada. Gej też człowiek. A człowiek jak wiadomo bywa ułomny. Może się tak zdarzyć, że ów gej będzie zakłamaną mendą, którego jedyną ambicją jest ciepła posadka w sejmie. Ewentualnie może być to gej, którego przekonania różnią się od tego co prezentują aktywiści LGBT.

Na koniec chcę napisać o jeszcze jednym aspekcie tej sprawy. Wyłączając w głowie cały ten tęczowy lament, myśląc czysto makiawelistycznie:  czy źle, że na scenie politycznej pojawił się gej, będący przeciwieństwem Biedronia właśnie? Ktoś (ałć) nieprzegięty, o wyglądanie heteronormatywnym (ałć)?


 

Opisuję lesbijskie seriale i nie tylko: